Belly Boat - wady i zalety wędkarstwa z pływadełkiem
Przyznam szczerze że przez dziesięciolecia mojej wędkarskiej pasji próbowałem prawie wszystkiego w tej dziedzinie, jednak dopiero w tym roku rozsmakowałem się w czymś dla mnie nowym – w pływadełku. Belly boat pojawił się u mnie w następstwie zawodów Nizel Savage Gear Fishing Cup. Od dawna wspieram Miśka w jego poczynaniach i nowym biznesie, a efektem tego stało się to czego podświadomie się obawiałem.
Będąc blisko związanym z firmą i mogąc z dumą nazwać się członkiem Nizel Team, jednocześnie nie mogłem być stuprocentowym uczestnikiem zawodów. Wspólnie doszliśmy do wniosku, że mój pełny udział mógłby rzucać cień na bezstronność w trakcie zawodów. Niestety straciłem trochę na zabawie, bo uwielbiam takie imprezy ale jednocześnie uzmysłowiłem sobie, że chociaż nie mogę wygrać głównej nagrody czyli BB Savage Gear Highrider V2, to chciałbym spróbować jak wygląda łowienie z tego wynalazku. Co prawda posiadałem kiedyś ponton 3,2 m z 5 konną Yamahą chłodzoną powietrzem (miała ponad 20 lat), potrafiłem wypuszczać się regularnie w Bałtyk w poszukiwaniu dorszy ale Belly Boat to coś zupełnie innego.
Belly Boat od Savage Gear czyli Highrider V2
Pan Savage Gear Highrider V2 pojawił się pewnego dnia w moim mieszkaniu. Duży karton. Oczywiście pierwsza rzecz to próbne przygotowanie do użytku w warunkach domowych. Był niezły ubaw, oczywiście żonka i młody skomentowali sytuację na swój sposób i powstało przy okazji kilka zabawnych fotek. Przyznam szczerze, że do pływadełka podszedłem jak do pontonu. Wiosła ma więc pływać można i uznałem że to czego mi w tej chwili najbardziej potrzeba to kotwica. Był to mój pierwszy zakup pod BB (zakupiłem sobie 5kg) i kilka razy jej użyłem, mało tego zafundowałem sobie uchwyt do podwieszenia kotwicy w trakcie pływania. Używałem jej na początku i zdarzyło mi się kilka razy potem, np. kiedy namierzyłem ławicę okoni ale nie jest to najważniejsze wyposażenie dla tej jednostki pływającej. Kolejny zakup, ewidentnie niezbędny, zresztą jak do każdego pływadła to była echosonda.
Echosonda do Belly Boat-a
Tutaj ze względu na kwestie finansowe wybór padł na najtańsze rozwiązanie i podstawowy dostępny model na rynku, za 500 zł stał się moją własnością. Wtedy pojawił się problem, jak ją zamontować. Na rynku mamy dostępne kilka rozwiązań. Chyba najbardziej wszechstronne daje system Borika. Kleimy podstawę do balonów i mamy pełen wachlarz wszelki mocowań i uchwytów, czym chata bogata no i oczywiście zasobność portfela. Podejrzewam że kiedyś z Borikiem się spotkam, bo kwestią czasu już teraz jest mocowanie napędu do mojego belly ale jeszcze chwilę to potrwa. Tak, dobrze przeczytaliście, napęd do belly. Dla posiadaczy tego sprzętu nie jest niczym nadzwyczajnym tęsknota za własnym, nie tym nożnym czy wiosłowym napędem. Po pierwsze trochę lenistwo, trochę wygoda no i najważniejsze – zwiększenie zasięgu i możliwości w wodach płynących. Tak, jak zapewne sami domyśliliście się, wadą Belly Boat jest zasięg na wodzie. Ja przerabiam w trakcie 4-6 godzinnego wyjazdu około 4 kilometrów i nie jest to specjalnie męczący dystans. Zwłaszcza, że cały czas w trakcie tego pływania łowię, ale o tym za chwilę. Więc pojawiła się echosonda i dylemat jak toto zamontować. Któregoś dnia przyszło natchnienie i w ciągu godziny z zakupionych w markecie budowlanym: płaskownika z aluminium, grubej koszulki termokurczliwej jako pokrycia tego amelinium (bo wszyscy pamiętają ze amelinium nie pomalujesz – a ja nie chciałem żeby mi coś śniedziało) oraz śrub i nakrętek nierdzewnych – powstało mocowanie. Całość kosztowała mnie 40 zł, składa się z uchwytu do echosondy i mocowanego do niego uchwytu przetwornika i najważniejsze, działa w 100 procentac
Pierwsze minuty na wodzie z Belly Boat-em
Więc wyposażony w BB z wiosłami ale bez płetw, echosondę i kotwicę zacząłem swoje pierwsze przygody. W takiej konfiguracji sprzętu moje wędkowanie wyglądało następująco: wypływałem na wodę na wiosełkach, szukałem ryby i jak coś namierzyłem zaczynałem obławiać. Oczywiście fajnie było jak nie wiało i mogłem delikatnie dryfując obławiać wodę wokół siebie, wiadomo kręciło mnie na wszystkie strony, bo BB ustawia się w zależności od kierunku w którym się zarzuca i wieje wiatr. Kiedy natomiast wiało, było i trudniej i łatwiej. Po pierwsze, żeby skutecznie obłowić jakąś interesującą zatoczkę, musiałem wyrzucać kotwicę, po drugie idąc w dryfie na wietrze, mogłem rzucać sobie na obie strony i obławiać spory pas wody. Wtedy uzmysłowiłem sobie, że pływadełko stworzone jest właśnie do aktywnego obławiania akwenów, pływasz i rzucasz ale do tego potrzebny jest jeszcze jeden element – płetwy. Ten właśnie element dopełnia wyposażenie BB jak przysłowiowa wisienka na torcie
Płetwy to ważny element pływania na Belly Boat
Oczywiście należy tu zaznaczyć, że nie mogą to być zwykłe płetwy jak do letniego nurkowania. Weszły by one na siłę, na stopy posiadacza śpiochów, jednak kiedy jest chłodno brak butów do brodzenia na stopach zdecydowanie zmniejsza komfort wędkowania. Chociaż w butach i tak mamy wodę, to wraz z warstwami obuwia tworzy ona izolację, jak mokry skafander u nurka. Więc powinniśmy sprezentować sobie płetwy na buty. W naszym kraju podstawowe płetwy na buty można kupić w znanym wszystkim sieciowym sklepie sportowym już za trochę ponad 100 zł. Niestety nie są to zbyt długie płetwy ale spokojnie dają radę.
Wyposażony w ten ostatni, bardzo zresztą ważny element ruszyłem na wodę. Wtedy właśnie odkryłem prawdziwe oblicze pływadełka. Płyniesz sobie niezbyt pośpiesznym tempem i rzucasz na jedną stronę, łowiąc na spadach lub na obydwie łowiąc na blatach. Niesamowite jest jak skutecznie można obławiać szeroki pas wody, często nawet 100-metrowy właśnie przy użyciu BB. Nieśpiesznie, wygodnie i bardzo skutecznie. Można to porównać do łowienia w dryfie lub na bardzo niskiej prędkości silnika ale BB jest w tym przypadku lepszy. Cały czas kontrolujesz prędkość i kierunek płynięcia bez odrywania rąk od wędki i korbki kołowrotka. Nawet pływanie na silniku dziobowym z zastosowaniem pilota w pedale nie daje takiej kontroli i płynności pływania. Niesamowite wrażenia i efekty daje łowienie w 2-3 pływadełka zgraną ekipą. Każde BB wyposażone w echosondę i mamy klucz do skutecznego wyszukiwania drapieżników a zwłaszcza okoni.
Jak manewrować Belly Boat-em?
Nie będę ukrywał, że początki miały też swoje trudne strony – manewrowanie. Nie było to łatwe, zakładam, że dla postronnych obserwatorów, moje wierzganie na BB mogło sprawiać komiczne wrażenie. Zwłaszcza, że skutek moich dzikich wygibasów był zazwyczaj skromny. Jednak po paru wyjazdach udało mi się zaufać intuicji moich nóg, które jak po dotknięciu czarodziejskiej różdżki, same zaczęły sterować tym dziwnym statkiem, nauczyły się nawet obracać w miejscu. Wtedy właśnie odkryłem co pływadełko potrafi. Belly pozwala na w pełni kontrolowane ciągłe przybywanie w ruchu. Płyniesz i łowisz lub poszukujesz ryb, rozmawiasz przez telefon i żaden silnik ci ni warkocze, jesz kanapkę, nalewasz herbatę z termosu, holujesz w podbieraku do brzegu dużego zębatego, żeby zrobić mu fotki. Cały czas jesteś w ruchu i możesz wykonywać wiele czynności jednocześnie.
Jaki podbierak zabrać na Belly Boat?
Jeżeli jesteśmy przy wyposażeniu, należy jeszcze wspomnieć o tym na co zawsze kładę nacisk, głównie ze względu o troskę o zdrowie złowionych ryb – podbierak. Z BB można spokojnie podbierać ryby ręką. Siedzisz nisko na wodzie, rybę masz w zasięgu ręki. Jednak moja prośba, bierz podbierak – to pozwoli podebrać rybę bezpiecznie i nie zrobisz jej krzywdy, no i oczywiście możesz w podbieraku podholować ją do brzegu by strzelić pożegnalną fotkę. Ze względu na to, ze siedzimy naprawdę nisko, z powodzeniem można stosować krótkie podbieraki, takie jakie stosuje się przy łowieniu brodząc. Proponuję żeby podbierak był wyposażony w gumę lub sznurek, którym przymocujemy go do BB lub był po prostu pływający.
Torba transportowa do Belly Boat
No i na koniec, coś co sprawi, że nasze wypady z BB będą bardziej wygodne i mniej męczące. Na to całe ustrojstwo, potrzebujemy jakiegoś opakowania. Z tego co wiem, na małe, lekkie BB wystarczy torba z IKEI, na SG Highrider V2 potrzeba czegoś więcej. Udało mi się w necie znaleźć torbę/plecak z przeznaczeniem do przewożenia rowerów. Kosztowało to kilkadziesiąt złotych, ale jest wykonane z gumowanego, wodoodpornego materiału i mieści moje całe pływadło. Dodatkowo mam je na plecach, więc dwie ręce wolne, no i można w nie zabrać sprzęt wędkarski. Ja stosuję taktykę pompowania BB dopiero nad wodą. Łatwiej jest spacerować z zapakowanym w plecak pływadełkiem (gdzie w plecaku mam całe BB łącznie z wiosłami i pudłami), niż z rozłożonym. Gumowanie materiału torbo-plecaka ma też swoje wielkie zalety. Co prawda mój SG2 bardzo szybko schnie na wietrze lub słońcu i można osuszyć je przed zapakowaniem w kilka minut, ale dobrze mieć plan B i możliwość zapakowania mokrego BB do auta, bez ryzyka suszenia foteli czy bagażnika, po tym zabiegu.
Zalety pływania na Belly Boat
Zanim przejdę do minusów pływania na BB, przedstawię jego największą zaletę – wody które możemy obłowić. Każdy z nas zna takie akweny, mało miejsc z brzegu, brak slipu, brak możliwości dojazdu. Często na takie jeziorka nie zwracaliśmy uwagi – i tak nie były dla nas dostępne. No i na to pojawiło się właśnie lekarstwo w postaci Belly Boat. Stosunkowo lekkie by przenieść je w pojedynkę na plecach, a jednocześnie pozwalające dokładnie obadać małe zbiorniki. I wiecie co? I wtedy odkryłem inny świat. Nagle okazało się, że PZW ma wody małe, niezarybiane a jednocześnie tętniące życiem. Brak dużej presji wędkarskiej pozwala nam cieszyć się naprawdę fajnymi rybami. Małe jeziora w posiadaniu gospodarstw rybackich nie są obławiane przez rybaków sieciami - nie ma możliwości zwodowania ciężkich rybackich łodzi, dojazdu samochodów po rybę. Oczywiście na takich wodach niestety często spotykamy sprzęt kłusowniczy, wiadomo, brak kogokolwiek nad wodą rozzuchwala ich. Niemniej jednak przez ostatni czas poznałem wiele niewielkich zbiorników i przyznam szczerze, rzadko się rozczarowałem.
Minusy korzystania z Belly boat
No dobra, żeby być uczciwym przedstawię też Wam minusy tego sprzętu i zacznę od tych najbardziej uciążliwych (dla mnie).
Jedynka.
Nie chodziło mi, przyznam szczerze o numer 1, ale o jedynkę. Pływasz na jeziorku otoczonym z każdej strony trzciną, jedno dojście do wody, jest chłodno, popijasz herbatkę z termosu, no i wtedy czujesz, że trzeba zaraz zrobić jedynkę – powszechnie nazywane „siu-siu”. No i jest problem. Można będąc na BB wykonać tą czynność fizjologiczną ale trzeba mieć kawałek dna pod nogami i to na takiej głębokości by móc stojąc dostać się do rozporka. Dla dociekliwych, mając grunt pod nogami, z SG Highrider V2 nie ma problemu z takim manewrem i nie trzeba nawet demontować poprzeczki. Dla Pań chcących skorzystać z Belly nie mam koncepcji, wasza „instalacja hydrauliczna” utrudnia wykonanie jedynki nawet ze zwyklej łodzi, więc na brzeg trzeba wyjść i tak.
Zasięg.
Bez napędu elektrycznego nie możemy sobie pozwolić na szaleństwo jak na łodzi ale pamiętajmy, że nie do tego Belly powstało. Niemniej jednak i tak ze zwykłego lenistwa kiedyś elektryk na moim SG Highrider V2 wyląduje. Jak ktoś się zastanawia jak to wygląda to powiem, że elektryki na pływadełkach montuje się na dziobie. Mamy na portalach społecznościowych grupy dla fanów BB i można znaleźć tam wiele przydatnych rozwiązań.
Waga.
No cóż, akurat mój SG Highrider V2 jest z tych cięższych pływadełek ale też i większych, bardziej odpornych i mających więcej funkcji. Przyznam szczerze, że czasami zastanawiam się jakby to było używać lekkiego BB. Na pewno mniej taskania ale z drugiej strony SG Highrider V2 jest naprawdę wygodny w pływaniu i mogę na niego zabrać sporo sprzętu. Kiedy biorę 3 wędki i całe to tałatajstwo, bez problemu mogę sobie śmigać. No i oczywiście jak pomyślę, że kiedyś na takich wodach musiałem ciągać swój 60-kilogramowy ponton, to cieszę się że mogę wrzucić 15-sto kilogramowe belly na plecy.
Fotografowanie ryb.
Niestety, jest to problem. O ile z oksami czy małymi szczupakami lub sandaczami można sobie poradzić, to z większą rybą jest problem. Próbowałem, niestety lądują w wodzie szybciej niż byśmy chcieli, nie mówiąc już o prawie niemożliwym do wykonania prawidłowym zdjęciu na miarce. Chcemy fotkę z większą rybą – trzeba dymać na brzeg. Pewnym rozwiązaniem są co prawda kamerki typu GoPro, ale to tylko półśrodek.
Trudno stosować niektóre metody wędkowania.
Trzeba się nauczyć twitchować i jerkować na bok zamiast z wędziskiem skierowanym w dół. Tak jest, siedzimy nisko nad lustrem wody i pewnych ruchów po prostu nie da się wykonać.
Podsumowując pierwszy sezon zabawy z Belly Boat-em
Zwycięzca tegorocznych zawodów Nizel Savage Gear Fishing Cup będzie skazany na użycie pływadełka, wszyscy inni mają wolny wybór. Osobiście powiem, że warto. Nowe wody, nowe możliwości nowe wrażenia. Do tego w przypadku SG Highrider V2, naprawdę całkiem duży komfort pływania. To czego najbardziej się obawiałem – ból od przebywania w jednej pozycji nie pojawia się, tyłek nie boli od ławki, a brak możliwości wstania nie jest odczuwalny. Natomiast frajda niesamowita. Próbujcie, pożyczajcie, kupujcie. Mniejsze, większe, belly otwiera nowe możliwości, jest bardzo elastyczne i pozwala na wiele. O kolegach, którzy u nas w Szczecinie szaleją z belly na Odrze za boleniami, sandaczami czy nawet sumami, powiem krótko: szanuję i podziwiam.
Ja jeszcze trochę i do Was dołączę, na razie wolę w takich warunkach wygodę łodzi ale na pewno kiedyś dołączę…