Kropkoza czyli kilka słów o połowie pstrąga potokowego
Kiedy przychodzi nowy rok, jak u większości wędkarzy, pojawia się u mnie salmoza. Wiadomo, pierwsze dni, czy tygodnie stycznia to na pomorzu przede wszystkim pogoń za trocią. Wszyscy są nabuzowani na złowienie tej pięknej i niesamowitej dwuśrodowiskowej ryby. Jednak w miarę upływu czasu, kolejnych złowionych ryb i poszerzania się ścieżek wydeptanych nad wodą przez rzesze wędkarzy, zaczyna świdrować mi głowie tęsknota za spokojem. Za ciszą, za tym by co dziesięć minut nie musieć opowiadać innym o dzisiejszym wypadzie, męczącym mijaniem się z innymi i koniecznością wybierania miejsc, nie tych które sobie upatrzyłem, ale tych które są dostępne. Oczywiście lekarstwem na to może być branie urlopu i chodzenie na ryby „w tygodniu”, zamiast w weekendy lub wybieranie najdzikszych odcinków ale nie każdy może sobie pozwolić na wolne na początku roku i nie nad każdą wodą można znaleźć dzikie odcinki. Właśnie w takim momencie zaczynam czuć zew kropka! Jeszcze zimowego, zimnego i leniwego, co prawda nadal trochę zmęczonego tarłem (chociaż minęły 2-3 miesiące) i niezbyt wypasionego. To czas, kiedy kropki radują najbardziej, nawet te nieduże. W sumie potokowiec to jedna z niewielu ryb, które nawet w rozmiarze poniżej wymiaru, sprawia u mnie niesamowitą radość.
Chyba po części przez to wprost cudowne ubarwienie, zarówno u „naszych”, rodzimych, często z małymi i brązowymi, czy prawie niewidocznymi kropkami, jak i u „Duńczyków”, z wielkimi, obrzeżonymi, czerwonymi kropami, które mogą wielkością równać się z paznokciem u kciuka.
No więc atakuje mnie kropkoza i przyznam szczerze, w moim przypadku, przerwać ją może tylko coraz rzadziej spotykana dobra końcówka sezonu sandaczowego (u nas w Szczecinie trwa on do końca lutego,
a nawet teoretycznie do 24 marca) lub pogoda, która umożliwia wypad na plażę w poszukiwaniu troci. Jak patrzę na to z tej perspektywy, to muszę przyznać, że chyba nie ma lepszego miasta do mieszkania dla wędkarza jak Szczecin, można przez cały rok, coś dla siebie znaleźć. Wracając do tematu dopada mnie kropkoza i ruszam nad wodę…
Kiedy łowić pstrąga potokowego?
Przyznam szczerze, że nie wybieram sobie jakiejś konkretnej pogody na wypady. Jeżdżę przy każdej aurze, może pomijając duże mrozy. Oczywiście wynika to przede wszystkim z tego, że jak się napalę, to pogoda mi nie przeszkadza, chociaż oczywiście potrafi mieć bardzo duży wpływ na efekty. Trudniej jest kiedy się schładza, przychodzą mrozy lub dla odmiany ciągle leje, lepiej kiedy przychodzi ocieplenie i woda lekko rośnie oraz nie jest już idealnie klarowna, a jednocześnie nie przypomina kawy z mlekiem. Oczywiście taka jest reguła, od której zdarzają się wyjątki. Tak samo, teoretycznie lepiej być nad wodą od samego rana lub przed zmierzchem. Trzeba jednak pamiętać, że pstrąg, jak każda ryba potrafi zaskoczyć. Zwłaszcza na odcinkach częściej odwiedzanych przez wędkarzy, kiedy rano może przejść nawet kilka osób, łowienie w południe lub po południu potrafi przynieść zdumiewające efekty. Tak, jednym z najważniejszych elementów jest niepodeptana woda i przyznam, o ile w przypadku innych „pstrągowych reguł”, można się czasem zdziwić, to spokój nad wodą to podstawa na dobrą zabawę z kropkami. Kropki to nie trocie, nie ma co liczyć na to, że przechodząc jako piąty, to Tobie właśnie się przytrafi…
Wybór miejscówek i odcinków na zimne potoki, jest stosunkowo nietrudny. Zapomnijmy o szybkich rwących odcinkach, o szukaniu ryb w głębokich dołach wypłukanych na zakrętach. Pstrągi o tej porze roku nie szukają emocji. Dlatego wybieram raczej odcinki niższe, ze spokojniejszym nurtem. Potokowce zimą spływają z miejsc tarłowych, dopływów i górnych fragmentów rzek. Przenoszą się na dół. Oczywiście trochę inaczej może wyglądać sytuacja w rzekach, w których także bytują trocie. Jeden gatunek ale różne rozmiary tych ryb sprawiają, że kropki unikają swoich większych kuzynów zimą. Kiedy znajdziemy się już nad wodą, to naszym celem nr 1 są prostki. Zwłaszcza takie na których nurt spowalnia i pozwala rybom na mniejsze zużywanie energii na pływanie. Mimo, że ryby szukają spokojniejszych odcinków, zdecydowanie preferują środek nurtu rzeki. Idealnie jest, kiedy ryba może w nim znaleźć schronienie i osłonę od prądu wody. Kamienie, zwałki, gałęzie a nawet pojedyncze grubsze patyki, są idealnymi miejscówkami dla kropków. Pod brzegami ryby spotykamy raczej przy typowej powodziówce. Często uciąg wody jest tak silny, ze ryby potrzebują znaleźć schronienie, dodatkowo powodziowa woda wypłukuje z brzegów wszelkiego rodzaju robale, zarówno wodne jak kiełże, ośliczki czy larwy jętek i ważek, pijawki, jak i robaki, które bytują w gruncie, np. dżdżownice a nawet zimujące lub rozgrzane pierwszym słońcem żaby. Zimowe kropki są zdecydowanie mniej płochliwe niż w lecie. Można sobie odpuścić nauki ninja w skradaniu, oczywiście trzeba nadal pamiętać, że to płochliwa ryba i starać się nie wchodzić rybie na głowę, depcząc trzaskające patyki pod nogami. To co różni też pstrągi letnie i zimowe to sposób brania. Często potrafią ładnie usiąść a nawet przywalić w przynętę, jednak równie często można spotkać z delikatnymi skubnięciami, a nawet odtrąceniami przynęty zamkniętym pyskiem. Ogólnie zimne potoki są z założenia leniwe, dlatego należy pozwolić im na namysł i dać czas na zaatakowanie przynęty.
Wybierając się na ryby zimą stosuję jedną z dwóch taktyk. Łowiąc na woblery schodzę z nurtem i staram się prowadzić przynętę jak najwolniej po łuku lub pod prąd, często pauzując i pozwalając na cofanie się wobka z nurtem, niesamowite efekty daje również delikatny twitching, podobną taktyką można zastosować łowiąc na obrotówki lub twistery czy rippery albo gumowe żabki. Kiedy łowię na przynęty firmy libra, fishchasery lub inne imitacje owadów, staram się iść pod prąd i łowię tymi przynętami na lekkich główkach 1-2g pozwalając im spływać całkiem swobodnie lub podbijając z różną siłą i natężeniem.
No dobra, czas na sprzęt pstrągowy
Jeśli chodzi o wędzisko, to być może wielu zaskoczę ale używam budżetowego, już prawie niedostępnego kija kleniowego Mikado Specialized Chubster,
o długości 2,75m i wyrzucie 2-12g. Przyznam szczerze, że oczywiście używam go także na klenie i jazie. To co urzeka mnie w tym patyku, to jego niesamowita praca na rybie od dolnika po szczytówkę. Potrafiłem sobie na nim poradzić z każdym kropkiem. Trafiały się trotki, wielkie klenie a nawet bolenie, a mimo to kij zawsze sprawdzał się w 100%. Trochę może być mylący ciężar wyrzutu – kij ma duży zapas mocy i przyznał bym mu górną granicę na ponad 20g. Długość 2,75m? Dla mnie idealna. Przyznam że lepiej spaceruje się po krzaczorach z krótszym kijem ale podanie przynęty zza przeszkody, pasa trzcinek czy hol ryby w trudnym terenie są łatwiejsze właśnie dzięki dłuższemu blankowi.
Młynek na pstrąga.
Tutaj filozofii nie ma, kto co lubi ale raczej w rozmiarze 2000 – 2500. Ja ostatnio łowię na SG4. Nie ma konieczności tutaj do grubej inwestycji. Kołowrotek jednak musi posiadać jedną podstawową cechę. Idealny nawój linki.
Jaka linka przy połowie pstrąga potokowego?
Ja preferuję pletkę o średnicy 0,06-0,08, stosuję Mikado Dreamline ULTRALIGHT White 0,058mm. Nie używam żyłki bo mam dość kluskowaty kij. Jeżeli ktoś woli jednak używać szybszych sztywniejszych blanków, może rozważyć stosowanie żyłki o średnicy 0,20 mm. Zestaw sztywny kij + pletka to słabe połączenie. Właśnie stosowanie cienkich plecionek w połączeniu z lekkimi przynętami (np. prowadzonymi swobodnie z prądem), sprawia że młynek musi idealnie nawijać, inaczej kończy się to brodą, frustracją i niepotrzebnymi emocjami. Oczywiście kiedy łowię do pletki zakładam około 50-70cm fluo o średnicy 0,18-0,23 mm. Zestaw kończę agrafką w rozmiarze 22 i tutaj nie mam innych wyborów jak agrafka STRONG od JAN – TEX.
Na pewno zauważyliście, że sprzęt nie jest specjalnie mocny, ale zimne kropki są słabsze, delikatniejsze i subtelniejsze i pod ich zachowanie, delikatny zestaw jest bardziej skuteczny.
Podbierak na pstrągi potokowe
Oczywiście z dodatkowego wyposażenia zabieramy podbierak, nieduży, lekki, pstrągowy, najlepiej ze składaną rączką, na magnesie na plecach, tak by nie przeszkadzał i nie spadał przy przedzieraniu się przez krzaki. Konieczne są polaroidy. Dobre, żeby było łatwo rozgryzać łowisko, prowadzić przynętę oraz wybierać miejsce na lądowanie ryby. Ewentualnie dowolne okulary, tylko po to by nie skończyć z gałęzią w oku. No i oczywiście potrzebny jest nam odczepiacz – wiadomo po co. Kwestia czy brać kalosze, wodery czy śpiochy to już sprawa upodobań no i oczywiście wielkości wody oraz tego jakie możliwości wędrówki wzdłuż niej występują.
No i teraz najważniejsze, przynęty.
Jakie przynęty na pstrągi zimą?
Przyznam szczerze, ze cały ten blog powstał z mojej własnej inicjatywy, tylko i wyłącznie by podzielić się z Wami moim nowym, kropkowym wymiataczem, ale o tym za chwilę.
Na zimne kropasy, przyjęło się, że rewelacyjne są gumy, zwłaszcza te przypominające wszelkiego rodzaju robactwo. Oprócz klasycznych już seledynowych czy w naturalnych kolorach twisterów (jak świetnie pracujące, nawet przy ściąganiu z silnym prądem Fishchaser Twistmaster) i ich wszelkich klasycznych wersji, ja zdecydowanie gustuję w imitacjach dużych larw, pijawek i dżdżownic.
Gumowe przynęty na pstrągi
Jeśli chodzi o te pierwsze, to przede wszystkim w grę wchodzą słynne śmierdziele spod herbu Libra Lures oraz Fishup. Pierwszym wyborem w tej kategorii jest u mnie zawsze Libra Lures Kukolka o długości 4,2 cm w kolorze beżowym, białym, guma balonowa lub kawa z mlekiem. Wybór koloru nie zawsze warunkuję przejrzystością wody, ale z założenia przy bardzo brudnej używam kolorów jasnych. Niestety bywa o tej zimnej porze roku, że potoki nie są zainteresowane stosunkowo dużymi przynętami i jeżeli przez dłuższy czas nie mam kontaktu z rybą, przerzucam się na coś mniejszego jak trzycentymetrowa larva lub półtorej calowy Fishup Pupa. Oczywiście w wymienionych powyżej kolorach, a w przypadku Fishup’a dochodzi jeszcze blada zieleń. W dni, kiedy mogę liczyć na podniesioną po deszczach wodę, sięgam po wydawać by się mogło wielką jak na zimne kropy przynętę, a mianowicie – Libra Robak Fatty D’Worm o długości 6,5 lub 7,5 cm.
Te największe używam w naturalnym, przypominającym dżdżownice kolorze brązowym. Natomiast mniejsze, podobne do dużych pijawek kolorze czarnym lub beżowym. Standardowo wszelkie te gumowe przynęty uzbrajam w główki 1-3 grama i prowadzę je z prądem. Wielkość główki dobierajcie nie tylko pod głębokość wody czy szybkość przepływu. Trzeba pamiętać, ze Libry są pływające i mają sporą wyporność. Duży robak na jednogramowej główce praktycznie nie ma szans na penetrację innej niż powierzchniowa warstwa wody. Robaki prowadzę drobnymi podszarpnięciami, natomiast imitacjom larw pozwalam na swobodny przepływ i staram się by wyglądały jak wypłukane, nieruchliwe pędraki, niesione nieobliczalnym nurtem wody, który miota nimi na wszystkie strony. Oprócz klasycznego, pstrągowego jigowania, proponuję zabrać ze sobą dwa przypony z małym drop-shot’em. Pisałem o skuteczności tej metody w zeszłym roku i przyznam, że chyba wędkarzom spodobała się ta wariacja, bo już kilka razy natknąłem się na wzmianki o rybach złowionych właśnie na dropa.
Najlepsze woblery pstrągowe
Trochę łamiącym powszechne stereotypy jest wybór woblera na zimowe połowy kropków. Na pomorzu ten wybór może jest mniej kontrowersyjny, ponieważ bardzo często w naszych rzekach można spotkać trotkę oprócz potoka. Wędkarze wybierający się nad wodę mają wtedy z tyłu głowy marzenie o przyłowie tej ryby. Przyznam na własnym doświadczeniu, że jest to wspaniałe doświadczenie, kiedy zamiast spodziewanych 30, 40 czy szerzących uśmiechy 50 centymetrów czerwonych kropek, pojawia się 60, 70 lub więcej centymetrów kropek czarnych.
Trochę łamiącym powszechne stereotypy jest wybór woblera na zimowe połowy kropków. Na pomorzu ten wybór może jest mniej kontrowersyjny, ponieważ bardzo często w naszych rzekach można spotkać trotkę oprócz potoka. Wędkarze wybierający się nad wodę mają wtedy z tyłu głowy marzenie o przyłowie tej ryby. Przyznam na własnym doświadczeniu, że jest to wspaniałe doświadczenie, kiedy zamiast spodziewanych 30, 40 czy szerzących uśmiechy 50 centymetrów czerwonych kropek, pojawia się 60, 70 lub więcej centymetrów kropek czarnych.
Oczywiście przekonanie o skuteczności wobków, powodują także przyłowy w drugą stronę, zdarzające się wśród trociarzy. Ja także od dawna przy łowieniu kropków wyciągałem z pudełka woblery i zawsze uznawałem je za pełnowartościowe na zimowe połowy potoków. Tutaj oczywiście kłania się przede wszystkim, klasyk z którym najdłużej mam do czynienia, czyli Salmo Minnow. Przynęta, można by powiedzieć wzorcowa, z długą historią i niewyobrażalną ilością potokowców złowionych na całym świecie. Kiedy zacząłem próbować łowienia twitch’ując, w moim pudełku zagościły dwa, bardzo różne woblery dedykowane pod tą metodę. Pierwszym, w sumie przypadkowym, był Savage Gear 3D Sticklebait Twitch o długości 5.5cm i wadze aż 7g! Dlaczego przypadkowy? Miałem w swoich pudłach ten model w srebrnym kolorze do łowienia okoni. Któregoś dnia przy wypadzie nad większą wodę, zacząłem w domu szukać czegoś co zapracuje głębiej. Wtedy SG wylądował w rzece po raz pierwszy. Potem zakupiłem wersję w kolorystyce BROWN TROUT SMOLT i regularnie używam go na kropki. Zaletą tego twitch’a jest jego waga. Która pozwala zapuścić go naprawdę głęboko. Jednocześnie niezbyt okazały ster sprawia, że nie muruje tak do dna i łatwiej go kontrolować. Kolejnym rewelacyjnym twitch’em jest RONIN pro od Andrzej Lipińskiego o długości 50mm i wadze 4g. Niby tylko pół cm krótszy ale optycznie wydaje się dużo mniejszy od wspomnianego poprzednika. Zdecydowanie mniejsza waga sprawia, że nie wchodzi już tak chętnie w głębsze odcinki wody, ale nie nazwałbym tego wadą ponieważ zwłaszcza w mniejszych rzekach potrzebujemy właśnie raczej delikatnego ronina niż ciężkiej orki przy użyciu SG.
Twitch pstrągowy od Kornela Słabego
No dobra, na koniec przechodzimy do mojego NR 1, do wymiatacza, do pogromcy kropków, do mojego odkrycia 2021 roku i wobka, który ma wszystkie wobki pstrągowe pod sobą. Tym cudem jest: PAN PROFESOR DOKTOR HABILITOWANY KROPKOLOGII STOSOWENEJ (i tutaj będzie bardzo skomplikowana nazwa) – TWITCH PSTRĄGOWY od Kornela Słabego. Długość – 4,5 cm, waga 2,8 g, kolor – potokowiec lub tęczak. Ok. Ktoś powie – garbaty taki albo z wielką dupą i do tego maluch, ja odpowiem: ALE BYK!!!
Może najpierw opowiem jak się spotkaliśmy. Spotkanie to miało miejsce w sklepie NIZEL.PL, na Lutnianej w Szczecinie. Wszedłem, kręcę się między regałami i pytam, chyba Pana Wąsa:
- Co na potoka?
- Aaaa masz tu takiego twitcha, spróbuj.
Wziąłem, kupiłem, wsadziłem do pudełka i tyle. W domu założyłem kotwy i nosiłem go długo, bardzo długo. Jak sobie pomyślę, że przez tyle czasu biedak wody nie widział, to do tej pory wybaczyć sobie tego grzechu zaniechania nie mogę. A on cierpliwie leżał, czasem się splątał kotwicami z jakimś innym pomniejszym wobkiem i założę się, że tęsknił, że czuł się odrzucony. Kiedyś w ramach walki z nudą, w trakcie bezowocnego wypadu, woda się otworzyła. Cytując klasyka, nawet się otwarła. Bezowocne czesanie wody, połączone z marazmem, rezygnacją i cudowaniem z przynętami i metodami, zmieniło się w wyśmienitą zabawę i świetny pstrągowy wypad. Co ta przynęta wyprawia z potokowcami jest wprost niewyobrażalne i nie jest to tylko moja opinia, bo na jednym z wypadów kropkowych, pożyczyłem Miśkowi (Nizlowi) jednego z moich twitch’y. No i co? No i chłopakowi przełamała się zła passa 3 wypadów z rzędu bez kropasa. Wiecie jak to jest jak kumpel łowi trzeci dzień z rzędu, a Wy nic? Wiecie, każdy to miał. No i wtedy widziałem tą rezygnację w oczach i mówię Mu:
– No weź, spróbuj tego, widziałeś że wymiata.
I złą passę szlag trafił. Co sprawia, ze to arcydzieło tak wymiata przy swoich niewielkich rozmiarach? Przez wiele lat hodowałem łososiowate i zapuszczając po raz pierwszy wobka od Kornela do wody, zobaczyłem znany mi ruch młodych potoków i troci. Ten ruch jest dużo delikatniejszy od tego co serwują nam współczesne woblery. Młode ryby nie zachowują się tak w wodzie. Przecież to logiczne że ryby pływając nie nawalają całym ciałem na wszystkie strony. OK, czasami agresywna praca woblera prowokuje ryby ale zachowanie zbliżone do naturalnych ruchów zazwyczaj jest bardziej skuteczne. Ta przynęta nie jest przeznaczona do obławiania głębokich dołów, po prostu nie jest w stanie tam dotrzeć ale jej wspaniałe wabiące ruchy są w stanie wyciągnąć z tych głęboczków najbardziej ostrożne ryby. Dodatkowy walorem jest „posłuszność” tej przynęty. Daje się prowadzić dokładnie tak jak sobie tego życzymy, bez dziwnych niespodziewanych zachowań. Oczywiście, preferowane prowadzenie to delikatny twitching pod prąd, połączony z pauzami i popuszczaniem przynęty z nurtem. Przy prowadzeniu z prądem też daje robotę. Świadczy o tym tegoroczna 60-tka troci na tą małą przynętę.
Na koniec, żeby nie było tak słodko, mam swoje uwagi do TWITCHA PSTRGOWEGO od Kornela Słabego. Nie znamy się, nigdy się nie spotkaliśmy. Lecz publicznie zadaję Ci Kornel te dwa pytania:
- Kiedy i czy powstanie większa wersja?
- Czy myślałeś o wersji pozwalającej na głębsze prowadzenie przynęty?
Jest świetnie, niesamowicie ale przy takiej przynęcie chcę więcej. Mażą mi się dwie nowe wariacje tego niesamowitego wobka. Wiem, że niewielkie rozmiary mogą stać się z czasem mniej atrakcyjne dla większych kropów i obawiam się, że jak ruszy wiosna, kiedy potoki pochowają się w doły, mogą być niechętne do wyjścia w płytsze warstwy wody. Pamiętajmy, ze kropy niedługo będą bardziej ostrożne a łowienie idąc z prądem, będzie generowało ryzyko spłoszenia tej ryby.
Na koniec polecam, spróbujcie TWITCHA PSTRGOWEGO od Kornela Słabego, jest to przynęta dla profesjonalistów i amatorów, a przede wszystkim niesamowicie atrakcyjna dla zimnych kropów!
Z wędkarskim pozdrowieniem – Gonzo.
Nizel Team