Łowienie na smużaki w małej rzece.
Smużaki to mini poppery i tak samo jak i one, są to teoretycznie jedne z najprostszych przynęt spinningowych. Nie ma w nich elementów ruchomych, często nie posiadają nawet steru, ale dobry smużak musi umieć zapracować i skusić rybę. Oczywiście w przypadku tej przynęty mega istotna jest kwestia jej prowadzenia i umiejętności wędkującego. Jednocześnie smużaki to przynęty, które gwarantują najwyższych lotów emocje, głównie za sprawą widowiskowych brań ryby najczęściej na nie łowionej – klenia. Jak już wielokrotnie pisałem jest to niesamowita ryba. Przede wszystkim dlatego, że występuje praktycznie na terenie całego kraju i zamieszkuje rzeki od wolno płynących, nizinnych po szybkie rzeczki podgórskie czy nawet jeziora. Możemy go łowić w Wiśle lub Odrze ale także w małych ciurkach. Z tego względu, że łowienie kleni na smużaki jest dostawcą niesamowitych wrażeń, każdego będę na nie namawiał i uwierzcie mi na początek nie trzeba specjalnych umiejętności czy drogiego wyrafinowanego sprzętu. W tym blogu chciałbym skupić się na wspomnianych wcześniej małych „ciurkach”. Małe rzeczki są w zasięgu praktycznie każdego wędkarza, mamy ich w Polsce naprawdę sporo i bez problemu znajdziecie coś w swojej okolicy.
Zbliżam się do kleniowej mety.
Jest kilka elementów potrzebnych do tego by zwiększyć prawdopodobieństwo sukcesu w smużakowych łowach w małych rzeczkach. Po pierwsze najważniejsza jest pora roku. Zdecydowanie, najskuteczniejsze są nasze najcieplejsze miesiące – czerwiec, lipiec i sierpień. Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że w tych właśnie miesiącach, na powierzchni wody ląduje naturalny pokarm klenia – owady, do których próbujemy upodobnić nasze przynęty. Wiadomo, naśladujemy naturę. Po drugie, chociaż w maju czy kwietniu latają w powietrzu owady, to są to miesiące kiedy ryby dużo mniej chętnie zbierają je z powierzchni (co nie znaczy że tego nie robią – po prostu szanse na udany połów są mniejsze). Wynika to z faktu, że ryby odbywają tarło, uprzedzę – w jego czasie także potrafią zażerować ale nie da się tego porównać z „sezonem” inną kwestią jest to, że tarło u niektórych kleni potrafi przeciągnąć się nawet do lipca... Dodatkowo w okresie wiosennym, tak jak zimowym czy jesiennym w wielu rzeczkach pogłowie klenia może znacznie spadać. Dotyczy to wód wpływających do jezior, czy jak w naszym pomorskim przypadku do wód morskich. Kleń mimo że jest kojarzony praktycznie tylko z wodą płynącą, podobnie jak łososiowate i wiele innych gatunków żyjących w Polsce odbywa wędrówki tarłowe, tzw. anadromiczne. To znaczy że część roku spędza w niższych, wolniejszych odcinkach wód, lub jeziorach czy zalewach, a na tarło płynie w górę. Po tarle spływa trochę niżej i na zimę szuka znowu spokojnych miejsc. Amatorzy klenia z pomorza zachodniego dobrze znają ten mechanizm, bo niestety nasze kluchy już w połowie sierpnia potrafią spływać do wód zalewu i przez wiele miesięcy są poza naszym zasięgiem.
Ta czarna plama na przewężeniu to pewna meta.
Po drugie – pogoda i pora dnia. Kleń nie jest rybą wybredną pod względem tych dwóch czynników. Łatwiej będzie mi powiedzieć czego unikać niż wskazywać kleniowy „dobry czas”. W okresie letnim klenie mają swoje gorsze momenty. Zazwyczaj są to godziny koło południa. Jeśli chodzi o pogodę, zauważyłem że klenie są mniej aktywne w trakcie silnego wiatru. Oczywiście silny wiatr to przede wszystkim problem z prowadzeniem naszej lekkiej powierzchniowej przynęty. Jednak zauważyłem że marszcząca się woda, spadające śmieci, gałązki i liście, refleksy rzucane przez przebijające się między listowiem słońce sprawiają, że kluchy stają się mniej wrażliwe na smużaki. Odnoszę wrażenie, że po prostu mają za dużo impulsów, bodźców i to sprawia że dużo ciężej je skusić na smużaka. Nie pomaga wtedy nawet cudowanie z pracą przynęty.
Po trzecie wybór odcinka rzeki. W okresie letnim w całym kraju borykamy się z brakiem wody. Całkiem przyzwoite rzeki, które w okresie zimowym niosą stosunkowo dużo wody, stają się płytkimi, wolno płynącymi ciurkami. Błędem jest wybieranie pojedynczych głębokich dołów – to dla grunciarzy. Klenie są rybami które potrzebują przepływu. Nie chodzi tu o braki tlenu jak niektórzy uważają (w rzekach, z pominięciem starorzeczy czy naprawdę głębokich, wypełnionych stojącą wodą i mułem dołów, poziom nasycenia tlenem jest praktycznie taki sam i wystarczający do życia ryb). Klenie po prostu lubią przepływ, zwłaszcza w trakcie aktywnego żerowania. Nie będą stały w najszybciej płynącym fragmencie rzeki ale gdzieś za przeszkodą, zwałką w miejscu gdzie mają oko na wszystko co płynie rzeką z nurtem. Oczywiście jeżeli mamy do czynienia z wartką, szybko płynącą rzeką, szukajmy miejsc spokojniejszych. Jeżeli natomiast jest to wysychająca, zmęczona upałem rzeczka, wybierajmy odcinki szybsze.
Wysychający letni ciurek.
Sprzęt. Tutaj nie będę się rozpisywał, gdyż opisywałem go nie raz. Wszystko zależy od specyfiki wody. Ja w okresie letnim wybieram odcinki leśne z dużą ilością zwałek. W moim przypadku jest to efektem miejsca zamieszkania (jeśli chodzi o leśne odcinki). U mnie, "nad morzem", w Szczecinie zawsze wieje, a wiatr to wróg smużaków. Na całkowicie otwartej przestrzeni nie da się łowić, może poza kilkoma dniami w roku, o świcie lub zmierzchu. Mimo, że na moim kleniowym ciurku ciężko o okazy i złowienie ryby 45 cm to niezły wyczyn, to preferuję mocniejsze wędzisko, dlaczego? Właśnie przez zwałki i konieczność oraz chęć łowienia w metach, które wszyscy omijają, trudnych i wymagających wędkarskiej ekwilibrystyki. Nie ma sensu obławianie tylko łatwych miejsc, trzeba móc sobie pozwolić na podanie przynęty w małe przestrzenie wody, między zwalonymi konarami oraz oczywiście wyjęcie z nich ryby. Nie ukrywam, że jak mam w zwyczaju nosić telefon i kluczyk od auta w spodniach, to jadąc nad mały ciurek wszystko chowam do kieszonki na piersi. Czasami trzeba do rzeczki po rybę wejść. Oczywiście jeżeli ktoś ma do dyspozycji wykoszoną, prostą wodę bez zaczepów, można bawić się z kleniami przy użyci ul-kowych wykałaczek i delikatniejszego sprzętu. Ja od kilku lat używam MIKADO Specialized Chubster 275 i przyznam szczerze nie zmienię tej wędki chyba nigdy. Ma swoją wytrzymałość i odpowiednią pracę pod cienkie pletki, no i do tego długość pozwalającą na manewrowanie w ciężkich warunkach.
43 cm z małej rzeczki.
Przynęty. Zasadniczo na małych rzeczkach mógłbym ze sobą zabierać tylko trzy przynęty. Żeby było ciekawie, wszystkie trzy z jednej stajni – od Stasia Mallka. Są to szerszeń, trzmiel i atramenciak. Mimo, ze różnią się od siebie, są zbliżonej wielkości, takie akuratne na kluski poniżej 50 cm. Stosuję je równorzędnie i zamiennie. Czasami kluseczki reagują lepiej na szerszenia czasami na atramenciaka, wszystko okazuje się po pierwszych kilkunastu minutach łowienia. Co mogę od siebie dodać, to mała modyfikacja w atramenciaku, zresztą robię tak z każdym ciemnym smużakiem. Montuję mu na grzbiecie dużą żółtą lub pomarańczową plamę. Można użyć farby lub naklejki. W ciemnym lesie, czarny smużak jest dla nas słabo na wodzie widoczny. Trudno go kontrolować i w tempo zacinać. Jaskrawa plama poprawia znacznie widoczność, a dla ryb jest ona przecież całkowicie poza zasięgiem wzroku.
Smużaki Stanisława Mallka. Pełną ofertę znajdziecie na stronie sklepu.
To co istotne, to fakt, że łowienie w małych płytkich ciurkach na smużaki, zwłaszcza tych trochę większych kluseczek, niestety jest zazwyczaj trudniejsze niż w rzekach większych. Wpływ na to ma kilka czynników.
Oczywiście najważniejszym z nich jest problem z podejściem do kluchowego stanowiska. O ile w większych rzekach mamy do wyboru wiele miejscówek w których nasze kleniorki bywają, to w małych, płytkich rzeczkach z góry można wytypować kleniowe mety. Oczywiście każdy łowca kleni ma świadomość, ze ryba ta potrafi zaskoczyć i zaatakować na bardzo płytkiej wodzie, pojawić się znikąd, jednak zdecydowanie najlepsze są wszelkie rynienki, dołki i przegłębienia oraz zwałki w sąsiedztwie szybszego nurtu. Przy rzece o szerokości 3-5 m i do tego bardzo płytkiej nie jest łatwą sprawą skuteczne podejście do ryb. Zasadniczo trzeba nabyć pewne umiejętności skradania, jak to kiedyś mówił mój Młody: trzeba być jak bułgarski ninja. Tutaj muszę zwrócić uwagę na kilka zdradzieckich zasadzek, jakie na nas czekają. Przede wszystkim są to zdradzieckie patyczki. Tak, potrafią zepsuć najlepszą metę. Po prostu trzeba cały czas patrzeć pod nogi bo trzask pękającej suchej gałązki zaalarmuje kluchy w okolicy. Po kilku latach łowienia, mam wrażenie, że podchodząc klenie jednym okiem patrzę na miejscówkę a drugim pod nogi. Oprócz zdradzieckich patyczków, niestety dość często nad małymi ciurkami zdradzają mnie stwory, w tym najbardziej wkurzające – kaczki (przelatujące w każdą następną dobrą metę) oraz doprowadzające do zawału – bobry (walące ogonami w wodę, kiedy człowiek się tego nie spodziewa). Przy podchodzeniu niestety przeszkadzają także: czysta woda, kąsające owady, pokrzywy, inni wędkarze i spacerowicze, telefony, głośne rozmowy itd., itp. Trzeba sobie z tym jakoś radzić i doskonalić swoje umiejętności, bo frajda z udanych łowów na smużaka jest największa.
Las daje ochronę przed wiatrem.
Pierwsze wrażenie. Na kleniach tak jak i w życiu liczy się pierwsze wrażenie - a można je zrobić tylko raz! O co chodzi? Kleń to ryba pierwszego strzału, ewentualnie drugiego. Jak nie zareaguje, spłoszy się lub po prostu nie trafi w przynętę (też się zdarza), to nie powtórzy. Nie uderzą też wszystkie inne kluski oblegających dane miejsce. To nie pstrąg, którego można kusić kilka razy. To też nie okoń, którego kiedy jest w stadzie można łuskać jednego po drugim. W małych ciurkach mamy ograniczoną ilość wody. Kleń do smużaka jest w stanie wystartować z odległości kilku metrów. Kiepskie podanie przynęty, czy inny błąd sprawi, że woda w promieniu kilku metrów jest „spalona”. W związku z tym nie możemy tu stosować taktyki: najpierw mety bliższe potem rzucamy dalej. Rzuty muszą być dobrze wykonane i dobrze przemyślane bo wykonujemy ich maksymalnie parę na odcinek. Co prawda klenie nie zawsze reagują ucieczką, kiedy coś je spłoszy, ale wierzcie mi, przestaną reagować na przynętę, co najwyżej będą do niej podpływać z ciekawością, niuchać, ale nie zaatakują. Jest jednak nadzieja. Jak zaobserwowałem kluchy mają krótką pamięć i nie obrażają się na długo. Kiedy mam nieudane podejście ładnej ryby, która nie uciekła, daje miejscówce spokój na jakiś czas. Czasami wystarczy 15-20 minut. Można zafundować sobie przerwę na śniadanie, przewiązanie agrafki czy coś innego ale trzeba rybom dać trochę spokoju. Po takiej przerwie zdarza się, że ryby zapominają o traumie i na nowo z ochotą wyskoczą do naszej przynęty. Oczywiście wyjęcie ryby z mety w małej rzeczce, kończy się spaleniem wody na odcinku przynajmniej kilku – kilkunastu metrów.
Kryjówka klusek między gałęziami.
Sucha pletka. Podstawą przy smużakowaniu jest takie prowadzenie przynęty, by tylko ona miała kontakt z wodą. Położenie pletki na wodzie może spłoszyć każdą cwaną kluchę, natomiast mniejsze ryby jakby nie są pod tym kątem zbyt przewrażliwione, ale przecież celujemy w okazy! W szybszych, większych wodach gdzie nurt marszczy powierzchnię, pletka na wodzie nie ma takiego destrukcyjnego działania. W małych ledwo płynących ciurkach – eliminuje większość najfajniejszych brań. Oczywiście w wąskiej rzeczce, teoretycznie można stosować krótkie rzuty ale pamiętajmy to co pisałem wcześniej – trudniej jest rybę podejść i trzeba wbrew pozorom często stosować długie rzuty. Tutaj przydaje się dłuższe wędzisko (moje ma 2,75 cm), no i oczywiście prawie pionowe jego trzymanie, jeśli to jest możliwe wśród otaczających drzew. Na suchą pletkę mam dwa swoje cwancyki. Po pierwsze przed rozpoczęciem łowienia smaruję końcowy metr pletki smarem silikonowym do suchych much. Oczywiście co jakiś czas, np. co godzinę trzeba wytrzeć pletkę i przesmarować na nowo. Smar sprawia, że plecionka nie nasiąka wodą i łatwiej ją odkleić od wody. Drugi sposób to „helikopterek” – też po części zapożyczony z muchowania, gdzie co chwila suszy się sznur i muchę stosując wymachy. W przypadku smużaka nie ma opcji na machanie w tę i z powrotem, natomiast można na metrowej pletce kręcić kółka przynętą w powietrzu. Osusza to końcowy odcinek linki i zabezpiecza dodatkowo przed klejeniem do wody. Robię to zawsze w trakcie przechodzenia na nową metę, jeżeli oczywiście pozwala mi na to miejsce, bo można łatwo na gałęzi stracić przynętę lub połamać wędzisko.
Miejsca poniżej zwałek to pewniaki.
Jest jeszcze jedna sprawa dotycząca łowienia w małych ciurkach, która właśnie w nich ma bardzo duże znaczenie. Mamy do czynienia z wieloma braniami bezpośrednio po wpadnięciu przynęty do wody. Miejsca jest mało, mety wytypować łatwo, często w związku z tym rzucamy rybom na głowę (co zresztą jest niezłą taktyką – nie pozostawia kluchom wiele czasu do namysłu). Kiedyś nawet z Miśkiem zauważyliśmy nad wodą, że klenie potrafią wypatrzeć i ustawić się do przynęty, zanim jeszcze ona wpadnie do wody. W takich przypadkach ważne jest by w odpowiednim momencie, czytaj: jak najszybciej zamknąć kabłąk i być gotowym do zacięcia. By to wszystko hulało musi być dobra pletka, „skomunikowana” z kołowrotkiem. Jak zestaw nie będzie dobrze dobrany, zmarnujemy dużo brań i narazimy się na brody. Ja osobiście stosuję teraz Daiwę Freams 2500 w połączeniu z pletką Mikado Dreamline Ultralight 0.058mm – ten duet gra ze sobą wyśmienicie, przetestowany, polecam serdecznie.
Daiwa Freams 2500 w połączeniu z pletką Mikado Dreamline Ultralight 0.058mm to wg mnie idealny zestaw na klenia.
W kwestii prowadzenia, nie różni się ono od tego które stosuję przy smużakowaniu w pełnowymiarowych wodach. Czasem trzeba mocniej popracować, czasem delikatniej. Zdarzają się dni kiedy najlepiej działa przynęta prowadzona bez pracy lub trzeba kombinować wibrowanie z przerwami o różnej długości. Tak jak w przypadku doboru przynęt, jaką taktykę stosować dowiaduję się w ciągu pierwszych 15 minutach łowienia i przyznam szczerze bardzo przy tym pomocne są kleniowe maluchu. Jest ich zazwyczaj sporo w wodzie i one wskazują nam w pierwszej kolejności co i jak prowadzić danego dnia.
Szerszeń czeka na swoją ofiarę.
Mimo, że malutkie płytkie ciurki raczej nie skrywają wielkich okazów i często są bardziej wymagające od większych rzek, uwielbiam je odwiedzać ze smużakiem. Polecam wybrać się na nie, także osobom, które dopiero stawiają swoje pierwsze kroki z tą przynętą. Ryby w ciurkach są zazwyczaj bardziej „zagęszczone” w swoich miejscówkach. Łatwiej je namierzyć niż w dużej rzece (nie mówiąc już on tym że dużo łatwiej je wypatrzeć, w małej przejrzystej wodzie). Ja sam swoje smużakowe początki poczyniałem właśnie w ciurku i tam się uczyłem tej niesamowitej metody. Nie były to wtedy wielkie ryby i przyznam, przekroczenie 40 cm kluski trochę mi zajęło, ale po dziś dzień regularnie odwiedzam swój kleniowy odcinek czekam z utęsknieniem na swoją pierwszą 50–tkę z małej rzeczki, bo wiem że kilka takich może się w niej też ukrywać. I (zacząłem zdanie od i, wiem), muszę przyznać, że czuję dreszczyk na myśl o skuszeniu takiej ryby i wyjęciu jej z małego wysychającego ciurka.
Pozdrawiam serdecznie
Gonzo - Nizel.pl
Niewiele brakowało do 50 cm.