Streetfishing - miejskie łowienie
Co to właściwie jest streetfishing?
Hasło to jest nam znane od wielu lat i jak każdy dobrze wie oznacza miejskie wędkowanie. Chociaż samo pojęcie pochodzi z języka angielskiego i wydawać by się mogło przywędrowało do nas z zachodu, to miejskie łowy są zjawiskiem występującym w naszych miastach od dziesięcioleci, jeżeli nie od setek lat. Każde miasto zlokalizowane nad wodą, ma swoich amatorów streetfishingu, nawet jeśli oni sami nie wiedzą, że taką odmianę swojego hobby uprawiają. Współczesny streetfishing to przede wszystkim aktywne, spinningowe poszukiwanie ryby w mieście, jednak każdy mieszkaniec np. Szczecina zna mniej mobilną, stacjonarną metodę połowu. U nas w mieście paprykarza ta mało mobilna odmiana to zwłaszcza jesienno-zimowe połowy sandaczy.
Zanim przejdę do konkretów i szczegółowego opisywania streetfishingu, to pozwolę sobie wcześniej przedstawić, co sprawia, że zarówno mi jak i wielu osobom, miejski spinning sprawia tak dużą satysfakcję.
Dlaczego streetfishing jest wyjątkowy i jakie ma zalety?
Blisko nad wodę.
Streetfishing to przede wszystkim sposób na szybkie codzienne wędkowanie. Mieszkam na Warszewie w Szczecinie i jazda na najbliższą, sensowną miejscówkę nad Odrą zajmuje mi 7 minut! Dzięki temu, każdego dnia, po pracy i szybkim obiadku, jestem w stanie pojawić się nad wodą. Dzięki tak krótkiemu dojazdowi, jestem w stanie też szybko wrócić, jeżeli dzień jest słaby i widzę, że nie ma sensu moczyć kija. Szczyt skutecznego wykorzystywania czasu na łowienie, opatentowaliśmy z Michałem Nizlem, kilka lat temu. Nasi synowie (rówieśnicy), po szkole brali udział w zajęciach na basenie. Na basen 6 minut, zostawić potomka, następnie 5 minut i jesteśmy nad wodą. Zanim młodzież przygotowała się do basenu, wytaplała a następnie wysuszyła i była gotowa do odbioru, my mieliśmy ok. 45-50 minut samego łowienia. Taki czas wystarczał żeby skutecznie pobawić się z sandaczem, okoniem czy boleniem. Między innymi taki „basenowy” wypad, dał Michałowi jego dotychczasową życiówkę sandacza 78 cm.
Streetfishing to także sposób na letnio-wiosenną, poranną bezsenność. Wielokrotnie zbyt wcześnie wybudzony, zamiast próbować na siłę zasnąć jeszcze przed porannym budzikiem, ubierałem się i pakowałem na godzinne łowienie przed pracą. Były też akcje, gdy celowo, nastawiałem budzik na np. 3 nad ranem w czerwcu, by wyskoczyć na godzinne łowienie boleni, które aktywne były tylko o świcie a potem człowiek wracał jak nigdy nic do łóżka, żeby jeszcze pospać. Nie próbowałem ale czuję, że kiedyś dojdzie do tego, że zaliczę wypad w piżamie.
Komunikacja.
Niesamowity wynalazek miejski. Po kilku latach mieszkania w Szczecinie odkryłem to niesamowite zjawisko z wędkarskiego punktu widzenia. Człowiek z przyzwyczajenia wybierał się na ryby zawsze samochodem. Oczywiście jest to bardzo wygodne. Można zabrać różny sprzęt i zdecydować się co łowimy dopiero nad wodą, można po jakimś czasie wrócić do auta żeby zmienić wędkę albo dobrać przynęty. Samochód jest zazwyczaj szybszy w docieraniu na leżące na uboczu miejscówki. Jednak są chwile, kiedy komunikacja miejska będzie lepszym rozwiązaniem. Szczególnie w zatłoczonych metropoliach z ograniczonym dostępem do miejsc parkingowych dojazd autobusem może być bardzo wygodnym i praktycznym rozwiązaniem. Zdarzyło mi się także, że po ubiegłodniowej imprezie nie czułem się w pełni komfortowo aby wsiadać do auta, a na ryby przecież jechać trzeba.
Nie od dziś wszyscy wiedzą, że nic tak nie przewietrza głowy na „drugi dzień”, jak wędkowanie. Oczywiście nie biorę wtedy całego sprzętu, jadę z jednym spinningiem i podbierakiem oraz torbą – wystarczą w zupełności.
Konsumpcja.
To kolejna niesamowita zaleta miejskiego wędkowania. Nie zjadłeś śniadania? Chcesz zostać dłużej, ale burczy ci w brzuchu? Nie wziąłeś nic do picia a suszy? Przestała działać zapalniczka? Jest taka piękna pogoda, ale bym się piwka napił... Żaden problem jeśli wędkujesz w mieście. Wszystkie te problemy przestają istnieć. Dzięki sieciom spod znaku małego płaza i innym sklepom, możesz pozwolić sobie na ciepłą herbatę, kawę, hot doga czy inne jedzenie nawet w niedzielę rano czy późnym wieczorem w sobotę. W Szczecinie na bulwarach możesz sobie nawet zafundować pizzę, którą zresztą na dowóz (jak zdecydowaną większość dań), przywiozą Ci w każdym większym mieście, bezpośrednio na łowisko. Spokojnie zaopatrzysz się na każdą okazję, niezależnie od tego na co będziesz miał ochotę. Jeżeli spotkasz nad wodą znajomego, którego dawno nie widziałeś i najdzie Was ochota, to wędkowanie można zamienić w spotkanie towarzyskie, tylko trzeba pamiętać o umiarze, żeby sprzętu w autobusie lub taksówce nie zostawić.
Znajomi.
Zazwyczaj wolę wędkować w pojedynkę ale przychodzi czas, kiedy człowiek chętnie zobaczyłby przyjazną gębę nad wodą i pogadał z dawno niewidzianym znajomym. Wędkowanie wchodzi wtedy na inny, towarzyski poziom. Można połowić i pogadać. Czasami stety czy niestety kończy się to małą imprezką. Jednak zawsze zwłaszcza jesienią mam ten czas kiedy lubię spotkać nad wodą znajomych. Zazwyczaj to ja pierwszy się pojawiam, sprawdzam jaki dzisiaj uciąg, jaką gramaturę główki dzisiaj zastosować i na co w ogóle gryzą. Jak ryba się trafia, fotka i na grupę. Właśnie grupa na FB. To naprawdę świetny wynalazek. Jest nas sześciu, zgrana paczka. Każdy coś od siebie wrzuca. Daje cynka, co gdzie, kiedy i na co. Dzięki łowieniu w mieście widujemy się regularnie i na bieżąco dzielimy się spostrzeżeniami, no i co najważniejsze, spotykamy się nad wodą. Jak masz paczkę fajnych kumpli po kiju, z którymi nie widzisz problemu, żeby dzielić się miejscówkami, grupa na portalu społecznościowym, znacznie ułatwia skuteczne wędkowanie, zwłaszcza w mieście.
Sprzęt wędkarski.
Są momenty gdy po zerwaniu kilku przynęt okazuje się że nie masz przy sobie odpowiednich główek, skończyły się agrafki z krętlikiem a ryba wali w obrotówki albo dzisiaj działa tylko dropshot, masz haki ale brakuje Ci fluorocarbonu. Przy wypadach na łono natury, pozostaje Ci zazwyczaj machnięcie ręką i korzystanie z tego co masz dostępne. W mieście jest inaczej. Jeśli to nie jest niedziela, wczesny poranek lub późny wieczór, to zawsze możesz uzupełnić braki. Nawet jeśli przyjechałeś do obcego miasta to smartfon i samochód, pozwolą Ci w niezbyt długim czasie zaopatrzyć się w pobliskim sklepie wędkarskim. Dodatkowo, w mieście zawsze można spotkać jakiegoś życzliwego wędkarza, który wspomoże brakującą agrafką lub… cenną radą.
Niestety streetfishing ma także swoje wady.
Jakie są wady streetfishingu?
Hałas.
To chyba największa wada łowienia w mieście i znam kilka osób, które nigdy nie zdecydowały się na miejskie łowy właśnie ze względu na miejskie odgłosy. Niestety trzeba się do tego przyzwyczaić, chociaż są w niektórych miastach miejsca, gdzie można zaznać stosunkowo niedużej ilości zewnętrznych odgłosów. Osoby wrażliwe na zgiełk, mogą bez problemu takie miejscówki znaleźć, wystarczy odwiedzić google maps.
Inni wędkarze.
O ile fajnie jest spotkać znajomych po kiju nad wodą, to czasami spotkamy także osoby, z którymi kontaktu nie chcielibyśmy mieć. Niestety w niektórych (m. in. w Szczecinie) miastach gdy pojawiają się masowo ryby, za nimi pojawia się mięsna odmiana wędkarza/pseudowędkarza. Bardzo często ten gatunek łowi okazyjnie tylko w takich właśnie okresach i jedynym jego celem jest jak najszybsze wypełnienie lodówki lub zdobycie towaru na sprzedaż. Nie jest dla niego istotne, jakimi metodami można łowić, nie interesują go także limity ilościowe i okresy ochronne. Jest to gatunek silnie inwazyjny, czasami agresywny, można go spotkać w stadach. W trakcie spotkań z tym gatunkiem, w mieście zdarza się że musimy walczyć o możliwość utrzymania co najmniej covidowego, 2-mertowego dystansu. Czasami też słyszymy także szmery niezadowolenia od takich wędkarzy kiedy wypuszczamy rybę do wody zamiast prawilnie, jak Pan Bóg przykazał, dać jej w łeb albo jeszcze lepiej oddać ją sąsiadowi, jeżeli sami nie jesteśmy głodni. Dla mnie są to bardzo poważne minusy miejskiego łowienia.
Inni ludzie.
Oprócz wędkarzy, musimy zwrócić szczególną uwagę na innych ludzi. Jest to bardzo ważne ze względu na bezpieczeństwo. Każdy rzut w miejscu gdzie za plecami masz chodnik, powinien być poprzedzony sprawdzeniem czy ktoś za nami nie przechodzi. Bezpieczeństwo jest najważniejsze więc niestety nie możemy skupiać się w takich miejscach wyłącznie na rybach. Oczywiście jest jeszcze jeden aspekt łowienia wśród ludzi. Najczęściej zaczyna się on od słów: „Biorą?” Potem w zależności od wersji rozmówcy albo dowiadujemy się o osiągnięciach wędkarskich (zazwyczaj z dalekiej przeszłości) naszego rozmówcy, przy okazji usłyszymy wykład co robimy nie tak i jak powinno się łowić albo musimy zamienić się w wykładowcę wędkarstwa stosowanego i wszystko od haczyka po dolnik wędki wytłumaczyć. Oczywiście tak jak w przypadku innych wędkarzy zdarza się, że trzeba się tłumaczyć z faktu wypuszczenia wymiarowej ryby.
Dostęp do wody.
W miastach bywa z tym różnie. Każdy mieszkaniec miasta nad wodą wie gdzie można na rybki wyskoczyć. Gorzej z osobami przyjezdnymi. Zdecydowanie polecam zasięgnięcie języka. Wielokrotnie bywając na „gościnnych wyjazdach”, wybierałem się na z góry wypatrzone pozycje. Niestety bardzo często okazywało się, ze albo odcinek jest ogrodzony albo wygląda zupełnie inaczej niż sobie wyobrażałem i nie co na nim szukać albo osoby z kijem są na nim niemile widziane (z różnych względów). Pozostaje nam albo zasięgnąć języka (internet lub miejscowy sklep wędkarski) albo błądzić.
Dobra dosyć ględzenia o wadach i zaletach, czas na konkrety.
Jaki sprzęt dobrać do streetfishingu?
Podbierak do streetfishingu.
Zacząłem trochę przewrotnie ale zaraz zrozumiecie dlaczego od tego elementu wyposażenia. Nie ma nic gorszego, niż pojechać, złowić i stanąć jak ta dupa wołowa z 60-takiem sandaczem, szczupakiem albo boleniem na kiju, na półtorametrowej wysokości nabrzeżu, bez możliwości zejścia do wody i bez podbieraka albo ze składanym, krótkim pizdrykiem przypiętym na plecach. W głowie wędkarza zazwyczaj roi się od pomysłów i uwierzcie mi zazwyczaj żaden z nic nie jest dobry. W przypadku miejskich łowów, odpowiedni podbierak to podstawa. Oczywiście są wody lub niektóre odcinki w miastach gdzie nie musimy bawić się z tym sprzętem ale trafiając na nową wodę musimy mieć dobrze zorganizowany wywiad i odpowiedni podbierak. Odnośnie podbieraka jeszcze jedna uwaga. W przypadku łowienia z wysokich betonowych nabrzeży, ryb większych niż okonie, niestety nie sprawdzą się długie podbieraki na sztycach z włókien. W takich miejscach sprawdzają się praktycznie wyłącznie aluminiowe sztyce. Dlaczego? Przy podbieraniu większych ryb prawie zawsze (chyba że mamy naprawdę dłuuugi podbierak) jest ten moment kiedy musimy lekko oprzeć sztycę podbieraka o krawędź nabrzeża. Włókno szklane lub węglowe nie jest w stanie wytrzymać takiego eksperymentu. Nawet lekki punktowe podparcie podbieraka o betonową krawędź może skończyć się trzaskiem i przekleństwami. Praktyczniejsze są w tym wypadku aluminiowe sztyce.
Torba do streetfishingu.
Pomijając przypadki, kiedy łowimy totalnie stacjonarnie lub dojeżdżamy samochodem pod samą wodę i penetrujemy krótki odcinek, musimy postawić na lekkość i wygodę. W takich warunkach sprawdzi się nam nieduży plecak lub (co ja preferuję) wygodna torba. Tu już nie pierwszy raz będę polecał wygodne torby Savage Gear. Najpierw używałem SYSTEM BOX BAG S, to klasycznej budowy nieduża torba, do czasu aż zakupiłem mój ulubiony model SLING SHOULDER BAG. Sposób mocowania paska sprawia, że torba nie przesuwa się, więc nie przeszkadza nawet przy holu ryby, jest lekka, chociaż pomieści w zupełności dwa niemałe pudełka + kupę drobiazgów i dodatkowo posiada uchwyt na butelkę oraz mocowania na inne gadżety. Ostatnio Misiek zaskoczył mnie czymś nowym i wartym uwagi. Pokrowco/pasem Daiwa Prorex Converter Stalker. Niesamowity wynalazek. Jest to pokrowiec na wędkę z którego po jej wyjęciu robimy sobie wygodny, szeroki pas. Ma sporo uchwytów i kilka kieszonek. Nie jest do wyposażenie w którym będziemy mogli transportować tony przynęt ale dla amatorów microjiga czy osób, które zabierają jedno, dwa nieduże pudełka, w zupełności wystarczy.
Co do kija i całego zestawu, filozofii nie ma. Każdy zabiera tu swój ulubiony sprzęt i naprawdę nie ma co wydziwiać.
Przynęty do streetfishingu?
Ostatnio natrafiłem na pojęcie: przynęty do streetfishingu. Luuuuudzie, dajcie spokój, niedługo ktoś nam będzie wciskał, że jak łowisz okonie w jeziorze to masz stosować czarnego koloru kotwice ale w mieście oczywiście sprawdzą się tylko te czerwone… Nie dajmy się zwariować i kiedy firmy wędkarskie zaczną produkować inne wędki do łowienia na cykadę a inne do wirujących ogonków, nie wahajmy się puścić odpowiedniej wiązanki w komentarzu pod takimi wynalazkami. Kwestia jedna czy dwie wędki? Zaliczałem wypady gdy brałem dwie wędki, jedną na okonie drugą na bolenie lub sandacze ale uważam, że nie jest to wygodne rozwiązanie. Zdecydowanie jestem za wcześniejszym nastawieniem się na gatunek, który chcemy poławiać. Pewnym rozwiązaniem jest zabranie drugiego wędziska w sztywny pokrowiec przewieszony przez ramie ale po pierwsze człowiek wygląda wtedy jak Szerpa w drodze na K2 po drugie przemieszczanie się obładowanym dobytkiem nie jest wygodne zwłaszcza między ludźmi. Oczywiście problem ten nie pojawia się gdy ruszamy na stosunkowo stacjonarne miejskie łowy lub możemy samochodem ze sprzętem podjechać pod samą wodę i zrobić najpierw rundkę okoniową a np. po zmierzchu za sandaczem.
Jest jeszcze jeden element wyposażenia, który jest dla mnie niezwykle istotny przy zimowych stacjonarnych łowach. Są to buty.
Buty - istotne wyposażenie w streetfishingu
Mało kto porusza kwestię tej części ubioru przy streetfisingu, chyba że chodzi o rzeczki w których można brodzić i wodery/spodniobuty. Mi chodzi o coś innego. Kiedy jeżdżę na sandacze zimą w Szczecinie (jak już wspomniałem poławiamy je raczej stacjonarnie), czeka mnie kilka godzin stania, niby nic specjalnego ale uwierzcie sprawa się zmienia gdy trzeba kilka godzin stać na betonowym nabrzeżu. To nie żwirek, piasek czy trawka. Beton po 3 godzinach niesamowicie skutecznie wysysa całe ciepło ze stóp i niewiele naprawdę trzeba by łowienie przestało być przyjemne. Oczywiście nie wybieram się wtedy w sandałach i mam naprawdę ciepłe obuwie ale w zeszłym sezonie znalazłem coś ekstra na ten problem. Podgrzewane wkładki do butów, nie chodzi tu o drogie markowe wynalazki ale o tanie, kosztujące na naszym największym serwisie do zakupów internetowych kilkanaście złotych (oczywiście najtańsze są na serwisie do zakupów w Chinach). Nie jest to zbyt żywotne wyposażenie, więc proponuję sobie na zimę kupić 2-3 komplety. Oczywiście konieczny jest jeszcze większy powerbank ale kto poczuje pod stopami to przyjemnie rozchodzące się ciepełko, będzie mi dozgonnie wdzięczny.
Gdzie najlepiej łowić przy streetfishingu?
No i dochodzimy do ostatniej kwestii. Gdzie w mieście szukać ryb? Jest kilka takich charakterystycznych miejsc. Po pierwsze tam gdzie podpowie Ci znajomy z grupy wędkarskiej z konkretnego miasta. Po drugie, tam gdzie widać wędkarzy. Po trzecie jak już nie masz żadnych podpowiedzi, to szukaj:
- Mostów. To typowe miejscówek dla każdego miejskiego drapieżnika. Przy czym dobre miejscówki znajdziesz zarówno powyżej jak i poniżej mostów jak i pod samymi mostami (jeżeli da się tam dorzucić). W okolicach mostów znajdują się zarówno wypłukane głębokie rynny jak i grzbiety w „cieniu” filarów ze spokojną wodą.
- Wysokich betonowych nabrzeży. My widzimy kawał nietrakcyjnego betonu, natomiast pod wodą jest pionowa ściana pokryta racicznicami, wśród których myszkują niezliczone ilości bezkręgowców, smacznych zarówno dla drapieżników jak i białorybu, na który drapieżniki polują.
- Bocznych basenów i odnóg. Miejsca gdzie woda wytraca swoją prędkość są zazwyczaj bardzo łowne. Często tam właśnie bytuje narybek i są to prawdziwe stołówki dla drapieżników od okoni po sumy.
- Połączenia dwóch rzek lub rzeki i kanału. W miastach często mamy do czynienia z takimi zjawiskami. Oczywiście są to świetne miejsca na każdą rybę.
- Wszelkiego rodzaju hydrotechnicznych wzmocnień, typu główki, ostrogi czy faszyny – tego nie będę nawet komentował.
- Miejsc gdzie łowią gruntowcy i spławikowcy. Są to miejsca gdzie do wody trafiają kilogramy zanęty dziennie, oczywiście do niej podpływa drobnica a za nią, wiadomo kto – nasze drapieżne.
No i na koniec pozostaje jeszcze jedno miejsce w mieście. Klasyczne, od dziesięcioleci interesujące – poniżej zrzutu oczyszczalni ścieków. Nie brzmi to ładnie ale całe szczęście współczesne oczyszczalnie zazwyczaj już nie wyglądają (i nie pachną tak jak kiedyś) a jeśli ktoś nie zabiera ryby, to czemu nie?
Zbliża się jesień, żniwa na drapieżniki i wkrótce licznie będą się one w naszych miastach gromadzić. Wiec szukajcie szczęścia w streetfisingu. Wykorzystujcie maksymalnie czas i bliskość wody bo streetfising to właśnie takie lekarstwo na wieczny brak czasu i gonitwę. To sposób by móc nawet w jednej godzinie wędkowania, nawet w centrum miasta, złapać ten kontakt z tym co nas najbardziej rajcuje – z wędkarstwem i rybami.